Jest to mój prezent urodzinowy. Długo chodziła mi po głowie, ale jakoś nie mogłam się zdecydować. Trochę się obawiałam jej. Trochę szkoda mi było kasy, bo ślimak nie zawsze się sprawdza. Nadarzyła się okazja i trach - mam ją. A tak wygląda "domek" ślimaczej ampułki:
Ślimak ten ma bardzo ładne opakowanie, takie reprezentatywne ;) Buteleczka jest szklana i poręczna. Nigdy mi nie upadła, ale specjalnie troszczyłam się, aby do tego nie doszło. Mieści ona 30ml produktu, który według producenta ma 80% ślimaka ;) Nie widziałam ślimaczych rogów :p
Produkt nabiera się przy pomocy zamieszczonej pipetki. Przyznaję, że aplikacja jest bardzo wygodna, pipetka nie zawodzi. Jedynie, gdy zbliżałam się do dna, to niestety pipetka miała problemu z dosięgnięciem do płynu. Wystarczy pokombinować, poobracać szkłem i bez problemu można wyssać wszystko co do cna :)
Sam płyn jest rzadki, ucieka przez palce i ma alkoholowy zapaszek. Mi to nie przeszkadza, nie jestem aż tak na to przeczulona ;) Ślimak świetnie się wchłania przez co idealnie nadaje się pod makijaż. Bez problemu na ampułkę mogłam też zaaplikować jakiś kremik. Żaden produkt się nie buntował. Buźka dzięki ślimaczkowi stała się mięciutka i taka miła w dotyku. Zupełnie inna niż przed erą ślimaka. Lepsza, fajniejsza. Ogólnie mniej dziadów mi wyskakiwało, ajak jakiś już się pojawił, to nie był taki "straszny".
A teraz mniej fajnie będzie... Cóż, pory jak były tak się nie zmyły. Z drugiej strony nie nawiedziła mnie żadna inwazja wrogów - czytałam, że to się zdarza. Nie zauważyłam efektu odmłodzenia - zmarszczki na szyi jakie były takie są do dziś, nietknięte i wredne. Nie odnotowałam też tego, żeby ranki czy pryszcze szybciej się goiły.
Mizonowa ampułka wystarczyła mi na jakieś 2 miesiące - na podstawie tego co wyczytałam, to bardzo długo. Zazwyczaj stosowałam ją 2 razy dziennie, ale czasem ograniczałam się tylko do jednej aplikacji na dobę. Miziałam nie tylko twarzy, ale też szyję i czasem zahaczyłam o dekolt. Jedna cała pipetka (dociągnięta do końca) starczała mi zarówno na twarz, jak i szyję. Może nie wystąpiły u mnie wspaniałe rezultaty, bo to była za mała porcja? Nie wiem. Wiem, że nie lubię przesadzać z ilością. Jestem z tych co wolą mniej napaćkać niż więcej ;)
Czuję niedosyt. Oczekiwałam efektu WOW, ale go niet :( Nie kupię jej ponownie, ale cieszę się, że ja wreszcie przetestowałam :)
Swojego czasu czaiłam się na niego ale po przygodzie z kosmetykami ze ślimakami odeszła mi ochota :)
OdpowiedzUsuńja się teraz męczę z miniaturkami Misshy i chyba po nich dam sobie spokój ze ślimakami :(
UsuńNie znam takich ślimaczych specyfików, ale z chęcią przeczytałam recenzję :)
OdpowiedzUsuńObserwuję.
na mnie kiedyś ślimacze produkty nie robiły wrażenia, potem był bum, a teraz coś czuję, że dam sobie spokój :p
UsuńJakoś te ślimaki mnie nadal nie kręcą choć wiele osób sobie je chwali:)
OdpowiedzUsuńwiele osób chwali, a u mnie jak na złość się nie sprawdził :(
UsuńJa mam blokadę psychiczna przed takim czymś :-P
OdpowiedzUsuńchyba też sobie taką założę :D
Usuńmnie kusi, ale teraz to sama nie wiem ;)
OdpowiedzUsuńmoże to tylko moja skóra jest taka oporna na tą ampułkę ;)
UsuńA ja ją uwielbiam i już się przymierzam do kupna kolejnej, bo właśnie przekroczyłam połowę opakowania ;)
OdpowiedzUsuńi gdzie sprawiedliwość na tym świecie? :(
Usuń:p
Mnie ślimaki w ogóle nie przekonują, fuj ;)
OdpowiedzUsuńZa to mam ochotę na jakiś krem wodny z It's Skin, pozostając w temacie azjatyckich kosmetyków :))
Kiedyś myślałam nad jakimś, ale nie przekonały mnie do końca, więc nie zdecydowałam się na żaden wariant :p
UsuńTyle dobrego słyszałam o tych ślimakach, ale jakoś mam do nich awersję :)
OdpowiedzUsuńteż dużo dobrego słyszałam, ale jak widać u mnie Mizon się nie sprawdził :(
Usuńśmieszny produkt :) może na razie ślimaki sobie odpuszczę jednak :D
OdpowiedzUsuń