Pamiętam jak masełka do ust marki Nivea wchodziły do sklepów. Od razu pognałam i sprawiłam sobie takie maleństwo. Zdecydowałam się na Raspberry Rose i nie żałuję.
Przyznaję, że zakup pokierowany był impulsem. Jednak gdy otworzyłam to maleństwo, nie żałowałam nawet przez chwilę. Zapach powalił mnie na kolana. Pewnie większość z Was zna ten aromat ;) Konsystencja też rewelacyjna. Mazidło bez najmniejszego problemu nabiera się na palec, a następnie gładko sunie po ustach. Wargi nie kleją się, są śliskie i nawilżone. Nawet gdy stosuję Lip Butter wieczorem - rano nie ma tragedii, nie muszę użerać się z przesuszeniem.
W moim odczuciu jest to świetny produkt, jednakże doszukałam się drobnych mankamentów. Po pierwsze nie lubię gmerania palcem w pudełku. Zdecydowanie wolę sztyft i raczej się to nie zmieni. Poza tym masełko to delikatnie bieli usta. Przy 1 czy 2 aplikacjach tego nie widać, ale ja jestem maniaczką jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju mazidła do ust. Niestety przy kilkunastu maźnięciach wargi nie wyglądają zbyt atrakcyjnie.
Lip Butter Nivea zamknięty jest w metalowym, słodkim pudełeczku o zawrotnej pojemności 16,7g. Niech Wam się nie wydaje, że opakowanie to jest niezniszczalne!
Tak właśnie wygląda pudełeczko po spotkaniu z Dyzią...
Na pewno coś słyszałyście o tym produkcie. Skusiłyście się jak ja na zakup? :)
kuszą mnie od dawna te masełka, mi wersja "palcowa" nie przeszkadza ale tylko w domu używam :)
OdpowiedzUsuńKup, fajne są :)
Usuń