Osoby, które zaglądają na mojego bloga wiedzą, że jestem fanką azjatyckich kosmetyków, a zwłaszcza BB creamów. Dlatego może dziwić fakt, iż skusiłam się na produkt Oriflame - Skin dream BB cream. W sumie nie miałam wyjścia, ponieważ dostałam go w prezencie... Czy jestem zadowolona z podarunku?
BB cream Oriflame przywędrował do mnie w kartonowym opakowaniu w takiej samej kolorystyce jak tubka, w której mieści się produkt. Opakowanie jest schludne, proste, ale też przejrzyste przez co dobrze się prezentuje. Sama tubka jest miękka dzięki czemu bez problemu można wycisnąć kosmetyk. Owa tubka mieści 30 ml BB creamu.
Otrzymałam wersję kolorystyczną fair. Kolor idealny dla mnie, ponieważ jest naprawdę jasny. Na zdjęciach wydaje się być idealnie beżowy, jednak w rzeczywistości można doszukać się lekki różowych podtonów. Na szczęście nie są one bardzo widoczne, nie rzucają się w oczy.
Do gustu bardzo przypadł mi zapach - przypomina mi lody zabajone <3 Produkt ma lekką i kremową konsystencję. Bardzo dobrze rozprowadza się po skórze zarówno przy użyciu palców jak i gąbki-jaja do makijażu. Niestety krycie jest w moim odczuciu dość słabe. Przy azjatyckich bebikach jestem przyzwyczajona do średniego i gorszego krycia, jednak produkt Oriflame jest w tej kwestii naprawdę słaby. Skin dream BB cream w pewnym
stopniu jest w stanie zakryć piegi na nosi, jednakże nadal są widoczne -
mi osobiście to nie przeszkadza. W sumie to tylko z piegami nie
przegrał walki... Z niedoskonałościami w ogóle sobie nie radzi -
pryszcze i zmiany po nich dosłownie go przerosły. Konieczne zatem stało
się dla mnie sięganie po korektor, aby zamaskować to i owo. Natomiast plus za to, że ładnie wyrównuje koloryt skóry. Buźka wygląda zdrowo
i na wypoczętą.
Nie mam w zwyczaju przeglądać się w lustrze co 5 minut, dlatego ciężko mi jest odkreślić ile dokładnie czasu ten bebik wytrzymuje na mojej buźce. Wiem, że krótko i to bardzo. Już po kilku godzinach znika całkowicie z mojego nosa. Wieczorem, gdy zmywam makijaż, niebyt wiele po nim zostało nie tylko w strefie T.
Skin dream BB cream Oriflame nie jest doskonały. Krycie ma słabe, trwałością też nie grzeszy, ale coś mnie w nim ujęło. Sięgałam po niego w lepsze dni dla mojej buźki i gdy wychodziłam do ludzi na krótko. Jednak nie mama zamiaru porzucać dla niego azjatyckich cudów :)
Znacie ten produkt? Co o nim sądzicie?
K.
Kocham azjatyckie bb kremy i nawet nie próbuję takich wynalazków.
OdpowiedzUsuńJa zazwyczaj też nie, ale skoro go odstałam w prezencie, to z ciekawości zaczęłam go używać :)
UsuńSzkoda,że jest kiepski:)
OdpowiedzUsuńZbyt wiele się po nim nie spodziewałam ;)
Usuńnie ufam kolorówce z Avonu czy też Oriflame i chyba bym się nie skusiła...
OdpowiedzUsuńOriflame mnie nie kręci, ale z Avonu jestem głównie zadowolona - zdarzają się zarówno dobre, jak i gorsze produkty:)
UsuńKocham BB :)
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja <3
Usuńszkoda ze nie ma ciut mocniejszego krycia:(
OdpowiedzUsuńTeż żałuję :(
UsuńWszystko, co napisałaś się zgadza. Nie jest jakiś zachwycający, ale ja i tak bardzo go lubię. ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mamy podobne odczucia :) W sumie nie wiem co on takiego w sobie ma, że się go lubi mimo niedociągnięć ;)
UsuńWygląda dość przeciętnie na skórze, więc pewnie się do niego nie przekonam.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Koreańskie lepsze ;)
Usuń